Aktualności:

W MEDIA znajdziesz grafiki, banery i avatary

Menu główne

Poziom nauczania w Polsce

Zaczęty przez Bober, 25 Kwiecień 2007, 17:36

Czy jesteś za obowiązkową matematyką na maturze?

Tak
34 (79.1%)
Nie
5 (11.6%)
Nie wiem
1 (2.3%)
Obowiązkowa, to powinna być religia :P
3 (7%)

Głosów w sumie: 43

Głosowanie skończone: 25 Kwiecień 2007, 17:36

Bober

Przejrzałem właśnie dzisiejszy egzamin gimnazjalny i tak sobie myślałem: może być, trochę bardziej życiowy, niż to co mnie dawano...ale myśleniu temu towarzyszyło błędne przekonanie, że to test, który zdają dzieci idąc do gimnazjum. Nie mogłem potem wprost uwierzyć, że to dla osób idących do liceum :!:

Zadania wymagające jedynie dodawania czy odejmowania? Większość podana jak na tacy, właściwie nic wiedzieć nie trzeba...jak dla mnie poziom żenujący.

Jedynie malutki haczyk w zadaniu z wałem mi się podoba - z przeczytanych komentarzy - masy się wyłożyły na...liczeniu procentów :!:  No cóż, prędzej czy później muszą się dowiedzieć, że jak coś wzrośnie o 20% a potem spadnie o 20%, to nie wróci do wyjściowego poziomu.

Jakiś czas temu słyszałem nawet petycję wystosowaną do MEN przez środowisko akademickie, o przywrócenie obowiązkowej matematyki na maturze (ankieta) i wcale się nie dziwię. Chociaż ta matura jest i tak na podobnie niskim poziomie.

Temat tak zatytułowałem, bo może to być przyczynek do szerszej o tym dyskusji. Co o tym sądzicie?

Mchl

Zdecydowanie obowiązkowa matematyka, aczkolwiek inna niż ta zdawana przeze mnie. Nie każdemu do życia potrzebna jest wiedza o zbieżności ciągów, czy związkach miarowych w trójkącie itp. Natomiast warto, żeby matura egzaminowała właśnie z takich życiowych problemów, jak wspomniany wzrost i spadek ceny o ten sam procent (na maturę może trochę za proste, chociaż...), czy podstawy statystki (żeby było wiadomo, co tak naprawde oznaczają te sondaże) i prawdopodobieństwa (żeby ustrzec przed hazardem).
Dla chętnych oczywiście rachunek różniczkowy i całkowy na poziomie rozszerzonym :)

W nagłych wypadkach wzywać przez: mail: mchlpl[at]gmail.com | PM|mchl[a]boincatpoland.org

Yoshi

Moim skromnym zdaniem matematyka powinna być na maturze. W zależności od tego co dalej młody człowiek chce robić, matura z matematyki powinna być dostosowana do jego dalszej nauki. Ale na pewno nie na poziomie dodawania i odejmowania. Osobiście żałuję, że w moim liceum nie było rachunku różniczkowego (później na politbudzie miałem problem ze zrozumieniem, że prędkość jest pochodną drogi :/)
Nawet jeśli ktos ma zamiar zakończyć naukę na liceum, lub iść na jakieś kierunki humanistyczne to podstawową wiedzę, tak jak zauważył Mchl, powinien mieć.
-
Pozdrawiam
Yoshi
[align=center]

[/align]

Robert1970

Zdecydowanie matura z matematyki. Jako dawny belfer akademicki (2 lata temu zaprzestałem) miałem  możliwość sprawdzenia jaki jest poziom matematyki wśród maturzystów. I to tych, którzy szli na studia techniczne, gdzie matematyka, fizyka i informatyka to podstawowe przedmioty na I roku a ich znajomość jest wymagana na dalszych latach. M. in. rachunek różniczkowy i całkowy w formie całkiem całkiem rozszerzonej ;)   Wtedy poziom nie był zadowalający - teraz jest tragedia. ](*,) Przypominam, że są to maturzyści, którzy walczyli o miejsca na uczelni technicznej, czyli uzdolnieni do przedmiotów ścisłych. A co z resztą? Wolę nie myśleć.

Bober

A matura już zaraz...zobaczymy...ocenimy :P
Ja szczerze mówiąc jestem zdziwiony, że uczelnie tak łagodnie przeszły na rekrutację opartą wyłącznie o wyniki nowej matury (znaczna większość). To chyba wynika raczej ze spadku ilości kandydatów...
Np na UW - wstępny egzamin centralny z matematyki był dość trudny. Tymczasem np mój wydział (ekonomia) swobodnie sobie z niego przeszedł na wyniki nowej matury, na której matma jest śmieszna.

Wygląda więc na to, że siłą rzeczy spadek poziomu edukacji (głównie chodzi mi właśnie o matematykę) będzie wędrował na uczelnie. A ludzie chyba nie zdają sobie sprawy z tego na jak wielu kierunkach ma się styczność z matematyką (co prawda głównie poprzez statystykę, ale zawsze).

Martwi mnie tylko przyszłość nauki polskiej. Cała reszta w zasadzie będzie mogła sobie kupić usługi tej garstki, która się na matmie zna.

Tak BTW nasi informatycy znowu wygrali

bartsob5

to, jaki poziom test reprezentuje nie jest tak bulwersujace, jak wyniki jakie osiagaja uczniowie!!!!

wiadomo, ze dobrze skonstruowany test to taki, w ktorym 50% wynikow jest w okolicach 18-32 pkt...

ja test owy pisalem 2 lata temu, matura w przyszlym roku, i jestem zdecydowanym zwolennikiem matury obowiazkowej... ostatnio wciaz przezywam progi na matematyke na PG, na ktora zeby sie dostac trzeba bylo napisac mature rozszerzona na 20%... calki? mozna zapomniec... tylko w bardzo dobrym liceum mozna przejsc szybki kurs jak to sie liczy, i to wcale nie na lekcjach matemtyki tylko fizyki, a i tak sa pozniej one omijane z daleka...


p.s. nieskromnie musze sie pochwalic, ze filip wolski ukonczyl moja szkole w zeszlym roku (3M rocznik '87) od gimnazjum wygrywal wszystkie olimpiady wiec mial w szkole luz... przez cala pierwsza klase kiedy chodzilem do szkoly (on byl wtedy w 3) widzialem go na korytarzu 3 razy... raz gadal z facetem od informy (pan szubartowski) a 2 razy reporterzy robili mu zdjecia :P

Thomas

Matura, to akurat dla mnie, za tydzień zaczynam. Pochodne są w liceum, ale o całkach można zapomnieć (mają je tylko chyba uczniowie od międzynarodowej matury), o całkach wiem tylko tyle, że są odwrotnością pochodnych :). Jak patrzę na wyniki na Politechnice Poznańskiej  to jest podobnie, na większość kierunków wystarczy zdać maturę żeby się dostać. Poziom trzyma architektur 'niestety' informatyka (ech, będzie trzeba napisać 75 % z rozszerzonej matmy). Najlepsze jest to że na 2 tygodnie przed maturą dowiadujemy się że tabelki do przeliczników poziomu rozszerzonego na podstawowy będą tworzone przez uczelnie (zresztą one też dopiero się dowiedziały). Najgorsze w naszym systemie edukacji są właśnie takie volty jak amnestia wprowadzona w ostatniej chwili albo inne genialne pomysły.

bartsob5

co do tych tabelek... to w sumie po okresie zawodu z nim zwiazanych w koncu sie do nich przekonalem (aczkolwiek te zeszloroczne nie powiem zeby byly jakies super)...

miedzynarodowa matura? ty wiesz jaka oni maja matme? smiech na sali, jeszcze gorzej niz polska matura... u mnie podobno najlepsza osoba z matmy z IB w opiniu mojej kolezanki jest poprostu slaaaba, a to co oni tam robia to jest smiech... innymi slowy, IB jest przereklamowane dla snobistycznych dzieci snobistycznych rodzicow... bo ani to na poziomie, ani wygodne i w dodatku platne...

Mchl

I jeszcze to dziwne przekonanie, że matura każdemu się należy, a gdy ktoś nie zda to jest ofiarą systemu...

W nagłych wypadkach wzywać przez: mail: mchlpl[at]gmail.com | PM|mchl[a]boincatpoland.org

Pigu

Thomas - na jaki kierunek startujesz?

Bober

Cytat: "bartsob5"calki? mozna zapomniec...
To niedobrze. U mnie doktorki od matematyki nie chciały się zniżać do poziomu nauczania całkowania - nie umiesz? poproś kolegów o pomoc albo zmień kierunek  :P
No ale to 5 lat temu było...wiem, że już tak nie jest, przestali się oszukiwać :P

AL

Cytat: "Mchl"Zdecydowanie obowiązkowa matematyka, aczkolwiek inna niż ta zdawana przeze mnie. Nie każdemu do życia potrzebna jest wiedza o zbieżności ciągów, czy związkach miarowych w trójkącie itp. Natomiast warto, żeby matura egzaminowała właśnie z takich życiowych problemów, jak wspomniany wzrost i spadek ceny o ten sam procent (na maturę może trochę za proste, chociaż...), czy podstawy statystki (żeby było wiadomo, co tak naprawdę oznaczają te sondaże) i prawdopodobieństwa (żeby ustrzec przed hazardem).
Dla chętnych oczywiście rachunek różniczkowy i całkowy na poziomie rozszerzonym :)

Najbliżej mi do Twojej opinii, jednak ja zagłosowałem na nie. Podstawowe działania dodawanie, odejmowanie, mnożenie, dzielenie procenty i jeszcze parę innych podstawowych - powinno umieć każde dziecko i to już w podstawówce (no już w gimnazjum najpóźniej). To powinno być po prostu lepiej egzekwowane od uczniów i oceniane normalnie oceną na koniec roku z przedmiotu. Natomiast jestem zdecydowanym przeciwnikiem wprowadzania matmy jako obowiązkowej. Owszem niech by ona sobie była, ale jako przedmiot do wyboru - a wtedy powinna być to matura która nie sprawdza wiedzy z samych działań podstawowych, ale właśnie z tych ponad podstawowych - czyli na dzień dzisiejszy jakby obecna rozszerzona matura z matmy. W liceum już powinna być możliwość wyboru powiedzmy po drugim roku - czy uczymy się do matury na matmę (wtedy automatycznie więcej godzin z tego przedmiotu) czy uczymy się na inny przedmiot np. historię na maturę (wtedy więcej godzin na ten przedmiot, natomiast matma ograniczona do minimum - nie uczymy się już właściwie nic nowego, tylko utrwalamy i konserwujemy już zdobytą wiedzę). Zawsze ktoś może powiedzieć, że nie może się zdecydować, albo ktoś kto stwierdzi, że źle wybrał rok temu i chcę zmienić przedmiot - w tym wypadku pozostawałyby wakacje do nadrobienia zaległości z konkretnego przedmiotu.

Natomiast w całej tej dyskusji uważam, że problem leży gdzie indziej. Ogólnie można stwierdzić, że poziom edukacji systematycznie w naszym kraju się niestety obniża ( i nie tylko Romek jest temu winny). Co dziwi mnie tym bardziej, że uczniów jest coraz mniej (niż demograficzny) i z tego wynikałoby, że nauczyciele mają statystycznie więcej czasu dla poszczególnego ucznia. W moim mieście (B.-B.) już od kilku lat przebąkuje się o reformie oświaty i likwidacji kilku szkół z tego względu (niż). Niestety lobby nauczycielskie jest zbyt silne i nic z tego nie wychodzi. Skutkiem czego nic się nie zmienia a jedyny rezultat - to likwidacja i połączenie kilku przedszkoli w tym roku. W mieście jest o kilka tysięcy mniej uczniów niż jeszcze np. 5 lat temu i wydawać by się mogło, że automatycznie miasto mniej wydaje na oświatę. Niestety tak nie jest. W tym kilkuletnim okresie ilość uczniów spadła o kilkanaście procent natomiast wydatki na oświatę wzrosły o ponad 100%! To dowodzi tylko nieracjonalnego wykorzystania środków (drogie utrzymywanie prawie pustych budynków szkolnych i posadek urzędujących w nich nauczycieli). W dodatku paradoksalnie cierpią na tym uczniowie - wydawać by się mogło, że garstka uczniów i statystycznie rzecz ujmując cała masa nauczycieli przypadających na tą garstkę to ideał. Niestety tak nie jest ponieważ nauczyciele mając w danej szkole mało uczniów (zbyt mało jak na dany budynek/szkołę - wiadomo budynek się nie zmniejszy, liczba uczniów może się zmniejszyć, ale zmniejszyć liczbę nauczycieli w takiej szkole - praktycznie nie wykonalne) automatycznie mają mniej godzin lekcyjnych co jest im na...rękę - bo wtedy mają więcej czasu na trzepanie nadgodzin w dwóch czy trzech innych szkołach. W związku z czym są oni tylko zainteresowani swoją kasą, grafikiem (jakby tu zgrać zajęcia w trzech szkołach, żeby między nie wcisnąć jeszcze czwartą) na czym cierpią wspomniani wcześniej uczniowie. Wtedy częściej wypadają zajęcia lub są przekładane odwoływane (prawie jak na studiach), nauczyciele są przemęczeni i się nie przykładają nie wspominając już o tym, że nie mają już czasu dla siebie czy na podnoszenie swoich własnych kwalifikacji.

Wszystko sprowadza się do człowieka. Wiadomo nauczyciele kiepsko zarabiają (no może z wyjątkiem tych którzy udzielają korepetycji). Z drugiej strony nauczyciela prawie nie można zwolnić - w związku z czym rotacja, a co za tym idzie konkurencja jest w zasadzie minimalna. No i tym właśnie sposobem dochodzę do wniosku, że to nie uczniowie są winni (tzn. nikt w tej sytuacji nie jest bez winy - ale ich wina jest stosunkowo najmniejsza) - winni są nauczyciele. W większości stare, wypalone, przemęczone pokolenie belfrów bez ikry, zaangażowania a czasem i wiedzy (o tym później). Oczywiście jak wszędzie i tu są wyjątki - tzw. nauczyciele z powołania, którzy swoją postawą i zaangażowaniem starają się zmienić obraz belfrów na bardziej pozytywny. Niestety moim zdaniem tych wspaniałych ludzi z powołaniem jest nie więcej niż 10% całej populacji nauczycieli - resztę natomiast powinno się natychmiast zwolnić.

Ja nie zdawałem matury z matmy właśnie przez owe 90%. Całą podstawówkę byłem najlepszy z matmy (co ciekawe praktycznie co roku miałem innego nauczyciela/lkę matmy w sumie przez te 8 lat było ich 6 - więc łatwo sobie mogłem porównać style nauczania). Kłopoty zaczęły się w 1 klasie LO - odrazu zagrożenie na półrocze. Wina (poza moją oczywiście) - to brak umiejętności przekazywania wiedzy przez moją ówczesną nauczycielkę (bardzo inteligentną zresztą). Ona bardzo chciała i bardzo się starała - ale po prostu nie potrafiła (i tak od 30 lat w zawodzie) - skutkiem czego większa część mojej klasy miała kłopoty z matmy. W kolejnych latach zmieniłem szkołę, i tak w 3 klasie liceum ekonomicznego trafiłem na ENIGMĘ. Totalna porażka (25 lat stażu). Kiedy już coś zaczynałem jarzyć z tej matmy (bo kumpel geniusz z ławki mi wytłumaczył) ona podchodziła do tablicy i tak mi skutecznie zaczynała tłumaczyć - że nic już nie rozumiałem. Jeszcze lepszy motyw to taki, że podczas lekcji zadawała nam zadania - których sama nie potrafiła rozwiązać (szła potem na konsultacje do pokoju nauczycielskiego). Natomiast inny nauczyciel  (z tej samej szkoły) - taki z powołaniem, do którego chodziłem potem na korepetycję - rozwiązywał potem takie zadanie w kilka minut a tłumaczył matmę w taki sposób, że nawet ja łapałem w lot o co chodzi. Najlepszy motyw był wtedy kiedy mój kolega geniusz rozwiązał zadanie zadane na początku pierwszej (z dwóch pod rząd) lekcji w 2minuty. W kolejne 2minuty wytłumaczył kolegom z ławki jak je rozwiązać i resztę dwulekcji sobie przegadaliśmy - podczas gdy reszta klasy przez całe dwie godziny rozwiązywała te zadanie pod okiem tej wspaniałej nauczycielki -  by pod koniec drugiej godziny lekcyjnej dojść do tego samego wyniku co mój kumpel po 2 minutach. To nie był odosobniony przypadek - tylko najbardziej jaskrawy, bo często zdarzało się, że to mój kumpel uczył i uświadamiał nauczycielkę - a nie na odwrót. Słowem szkoda słow...

Nauczyciele i lekarze - to dwie największe polskie monopolistyczne i zadufane w sobie zarazy...oczywiście zaraz po polskim rządzie.

Robert1970

Cytat: "Thomas"Najlepsze jest to że na 2 tygodnie przed maturą dowiadujemy się że tabelki do przeliczników poziomu rozszerzonego na podstawowy będą tworzone przez uczelnie (zresztą one też dopiero się dowiedziały). Najgorsze w naszym systemie edukacji są właśnie takie volty jak amnestia wprowadzona w ostatniej chwili albo inne genialne pomysły.

Super że zmienili te chore przeliczniki ale koszmar że dopiero teraz - za pięć dwunasta.  Przeliczniki zdecydowanie preferowały minimalizm i podchodzenie na zasadzie "tylko idiota zdaje rozszerzoną".

bartsob5

Cytat: "Robert1970"
Cytat: "Thomas"Najlepsze jest to że na 2 tygodnie przed maturą dowiadujemy się że tabelki do przeliczników poziomu rozszerzonego na podstawowy będą tworzone przez uczelnie (zresztą one też dopiero się dowiedziały). Najgorsze w naszym systemie edukacji są właśnie takie volty jak amnestia wprowadzona w ostatniej chwili albo inne genialne pomysły.

Super że zmienili te chore przeliczniki ale koszmar że dopiero teraz - za pięć dwunasta.  Przeliczniki zdecydowanie preferowały minimalizm i podchodzenie na zasadzie "tylko idiota zdaje rozszerzoną".

a wiesz? powiem ci ze nie zupelnie... tak przez spory czas myslalem, ale jednak mimo wszystko bardziej sie oplaca zdawac rozszerzona, chyba ze na dany kierunek potrzebna jest tylko podstawowa..

cracovian

A mnie zawsze zastanawialy roznice miedzy systemem polskim a tym np. w USA. Ja zwialem tuz przed matura i chodzilem do tutejszego high-school, z ktorego zdalem z honorami do czego w Polsce nawet nie byloby mi blisko...

Po depresyjnym podejsciu do polskiego systemu, tutaj dla mnie nastapily wspaniale czasy, uczylem sie z checia tego czego chcialem, wiec np. zaawansowanej biologii, historii i ekonomii, ktora mi dala bardzo dobre przygotowanie na pozniejsze studia zarzadzania. Zadnych rozniczek albo kwantowej chemii nie musialem brac co bylo obowiazkowe w Polsce. Skupilem sie na tym co bylo mi potrzebne. Z tego krotkiego okresu pamietam duzo wiecej niz z wielu lat spedzonych w polskiej szkole.

Tutaj nie ma matury jako takiej, ale sa inne wazne profilowane egzaminy, a SAT dla wszystkich czyli angielski (podstawowe pisanie, czytanie ze zrozumieniem i slownictwo) i matematyka. Praktycznie kazdy przez to przebrnie, ale zeby sie dostac do naprawde dobrej szkoly, wynik musi byc wysoki.

Europejczycy uwielbiaja sie z Amerykanow nasmiewac, a szczegolnie z ich geograficznej albo historycznej niewiedzy, ale to akurat nie jest oznaka niskiej inteligencji albo glupoty, tylko raczej systemu przez jaki przechodza. Od poczatku sa nastawieni na specjalizacje (ja np. bylem na finanse i systemy informacyjne) i to raczej widac w rankingach szkol wyzszych jak i rowniez osiagnieciach naukowych.
img]http://www.boincstats.com/signature/user_124014.gif[/img]

Bober

Cytat: "AL"
Natomiast jestem zdecydowanym przeciwnikiem wprowadzania matmy jako obowiązkowej.
Moim zdaniem rozchodzi się tu jednak o to, że bez tego przymusu 90% niezdających matematyki będą ją totalnie olewać. A nauka matematyki, nawet jak idzie opornie, uczy logicznego i analitycznego myślenia, rozwiązywania problemów, systematycznego działania, które się każdemu w życiu przyda.
Wydaje mi się, że w ogóle to, że kiedyś mieliśmy w nauczaniu duży nacisk na matematykę, zawdzięczaliśmy ZSRR, bo u nich cenili matmę i dalej to robią. My natomiast musieliśmy odrzucić wszystko co radzieckie i iść na wzór USA, w kierunku produkcji wzorowych obywateli kapitalistycznego imperium - bezmyślnych konsumentów (żeby nie było, jestem prokapitalistyczny).

Dużo było krytyki, że uczy się nas wiedzy encyklopedycznej, która się w życiu nie przydaje, a jakoś wszędzie na świecie się Polaków chwali, że są dobrze wykształceni i ze wszystkim sobie radzą.
Dlaczego? Bo jak się z bólem przyswoi encyklopedię, to potem przyswojenie sobie tych praktycznych rzeczy przychodzi błyskawicznie.

Mówi się też dużo, że nasze uczelnie słabo przygotowują ludzi pod kątem potrzeb rynku pracy, ale kto jest teraz najbardziej poszukiwany? - umysły ścisłe - inżynierowie, informatycy, fizycy, matematycy. Czyli kierunki mocno "teoretyczne". I to przez firmy z przeróżnych branż od FMCG, przez reklamę po doradztwo biznesowe.

W USA jest duży przeskok między szkolnictwem średnim a wyższym. Przy czym wysoki poziom nauczania prezentują tylko prestiżowe uczelnie, zresztą światowa czołówka, przeciętne uczelnie nie raczej nie mają czym zaimponować (tak tylko słyszałem).

Specjalizacja ma swoje dobre i złe strony. Ja np cieszę się, że na UW miałem zajęcia z naprawdę różnych dziedzin, co prawda mam teraz na tyle poszerzone zainteresowania, że sam nie wiem za co się w życiu brać  :P
Niestety rynek pracy wymusza daleko idącą specjalizację i prędzej czy później trzeba ją zacząć. Problem w tym, że wydaje mi się, że IMO w USA robią to za wcześnie.

maro86

Moim zdaniem wina leży po stronie beznadziejnych programów nauczania. Trzykrotne przerabianie "Pana Tadeusza" - w liceum, w gimnazjum i podstawówce uważam za pomyłkę i stratę czasu..

Ogólnie wprowadzenie gimnazjum uważam za pomyłkę... Mowię to z pełną świadomością, jako reprezentant pierwszego rocznika, który musiał sie poddac reformie edukacji...
Zamiast uczyć się nowych rzeczy, których wczesniej uczono w 7 i 8 klasie zaczęto czesc materialu przerabiac od nowa...

Xeon E5410@2.33GHz SCYTHE NINJA PLUS Rev.B (SCNJ-1100P)
Foxconn P35A-S@P36 2x Kingston HyperX KHX6400D2LL 1GB + 2x2GB Kingston 800Mhz
SAPPHIRE 5770 1GB DDR5 400/900 DVD LG
Corsair CMPSU-450VXEU - 450W Chieftec LBX-02BBB
Seagate Barracuda 7200.11 ST3500320AS 500GB + SAMSUNG HD120IJ 120 GB

Bober

Cytat: "pbt_marlutowski"Trzykrotne przerabianie "Pana Tadeusza" - w liceum, w gimnazjum i podstawówce uważam za pomyłkę i stratę czasu..
Zgadzam się. Powinni poczekać do liceum. Z wiekiem percepcja świata się zmienia. Tadek zaczął mi się podobać dopiero na studiach, jak go z własnej nieprzymuszonej woli przeczytałem. I wtedy naprawdę mi zaimponował i słowa złego o nim nie dam powiedzieć :!:
Może wynika to z tego, że przez chwilę sam chciałem coś napisać (proza oczywiście) i łatwo nie szło, a Adam napisał to trzynastozgłoskowcem :!: Tyle rymów musiał znaleźć, utrzymać rytmikę i napisać to, co chciał - genialne :P

bartsob5

ja tam nie mam nic przeciwko specjalizacji, tym niemniej, uwazam ze jakis tam poziom kazdy powinien soba reprezentowac w kazdej dziedzinie (a nie pozniej pokazywac, ze iran lezy na kontynencie australijskim...). co wiecej, jest za rownouprawnieniem... albo zarowna matma i polski powinny byc obowiazkowe, albo zadne z nich... dlaczego niby ja jestem zmuszany do pisania matury z polskiego, a ktos inny moze dobrowolnie ja napisac nie wybrawszy zadnego innego przedmiotu bo mu nie potrzebny? sorry, ale mi polski tez nie jest potrzebny do szczescia... na temat lektur sie nie wypowiadam, bo mam mieszane uczucia (ni to zle, ni dobrze przemyslane...)

a prestizowe uczelnie zagraniczne dyskwalifikuje z tego samego powodu z jakiego dyskwalifikuje polskie prywatne uczelnie... placisz 40K na semestr (czy rocznie, juz nie pamietam) to chyba wymagasz, nie?

porownujac system edukacji i nauki w stanach i w polsce, uwazam ze nasza ojczyzna sromotnie przegrywa w kontekscie finansowania w ostatnim stadium... czyli tak:

jakosc ksztalcenia: polska - dobra, usa -slabe
finansowanie: polska - z budzetu panstwa dla kazdego kto chce, usa - platne
znalezienie pracy po kierunku technicznym: remis...
wykorzystanie wyszkolonej kadry naukowej: polska - zadne-> praktyczny brak srodkow na badania nad nowymi technologiami, wynalazkami, ludzie albo nie chca zostac naukowcami, albo wyjezdzaja. usa- bardzo dobre, duze naklady, szczegolnie z sektora prywatnego, naukowcy z calego swiata sie angazuja, najwieksza liczba noblistow... jedyne miejsce gdzie przegrywamy i to sromotnie...

Thomas

CytatThomas - na jaki kierunek startujesz?

Na Informatykę na "Informatyce i Zarządzaniu" na PP.

Z jednej strony macie racje, że matma przydaje się w życiu, ale z drugiej – dlaczego jakiś wybitny dziennikarz, politolog, lub pisarz, ma nie dostać się na studia, dlatego, że zupełnie nie rozumie matematyki ? Spytajcie się ile razy w normalnym życiu ktoś musiał użyć pochodnej lub twierdzenia cosinusów. Jaki jest sens w tym, żeby zdawać matematykę na maturze, jeśli ktoś tych rzeczy nie będzie potrzebował. Nawet polonistka w mojej szkole (osoba pracująca w zawodzie już ładnych parę lat i wybierająca się w przyszłym roku na emeryturę) twierdzi, że z matematyki jest do niczego i maturę z matmy zdała ledwo, ledwo – więc niewiele by brakowało, a świat straciłby jednego nauczyciela od polskiego ;).

Bober

Ja mam właśnie ból egzystencjalny. Mam wielką ochotę robić doktorat, ale to się wiąże z wypadnięciem z rynku pracy i potencjalnie biedowaniem przez resztę życia. Nie za bardzo się to w Polsce opłaca (przynajmniej w mojej dziedzinie).
Z drugiej strony mogę zaraz po studiach wylądować w dużej firmie, gdzie będę nieźle (jak na Polskę) zarabiał, ale praca jest od świtu do nocy, więc nawet nie będzie kiedy wydać tych pieniędzy, a po 10 latach i tak zawał.

Słowem - mieć czy być?

kempler

Ja zagłosowałem na Tak. Aczkolwiek rozumiem że części (zapewne sporej) w przyszłości nie będzie ona niezbędna w karierze zawodowej. Ale jednak jej znajomość wg.  jest potrzebna. Oczywiście nie całki i różniczki.
Powiem szczerze że troszkę się pogubiłem w obecnym systemie edukacji. Czy dobrze myślę że jest tak:
1. Podstawówka
- egzamin/ test ?
2 Gimnazjum
- test gimnazjalny
- test do szkoły średniej
3. Matura
4. Studia
(2 ostanie pkt. jestem pewny  :wink: )

Mam takie wrażenie że to wszystko się komplikuje, robi coraz bardziej chaotyczne. Co rząd to reforma szkolnictwa. Uczeń nie wie co go czeka za rok dwa bo przyjdzie nowa ekipa rządząca i wprowadzi "reformę" :/
Z tego co pamiętam to ja czyli rocznik 83 jako pierwszy miał "Nową maturę "(tzn nową w tamtych latach, to było chyba za czasów Łybackiej). Nikt nic nie wiedział, kompletny chaos.
To było wtedy i byłą to jedyna zmiana a już się wszystko chrzaniło.
Nawet nie chce myśleć co jet teraz. Co rok egzaminy, testy i nie wiadomo co jeszcze.
Jak w takich warunkach wyedukować osobę która ma wystartować na studia/do pracy. Nie twierdze że zawsze tak jest ale takie mam wrażenie. Niepewność nie wpływa dobrze.

Poziom nauczania ? Wg. mnie:
Dobry nauczyciel + chęć zdobywania ucznia wiedzy = sukces

Zły nauczyciel +   chęć zdobywania ucznia wiedzy = zależy od wielu czynników (środowisko w którym wychowuje się uczeń, możliwość korepetycji. Jak chce to sobie jakoś poradzi, aczkolwiek są różne sytuacje życiowe)

Zły nauczyciel + zły uczeń = nic dobrego z tego nie wyjdzie

Dobry nauczyciel + zły uczeń = to zależy od woli i chęci nauczyciela.

W każdym środowisku trafiają się chwasty. Ja przez podstawówkę i średnią rzadko stykałem się ze złymi nauczycielami. Nie narzekałem.

Bober wspomniałeś o doktoracie i konsekwencjach tego a także przyczynach. Racja, kompletnie fatalne płace odstraszają od dalszego kształcenia. Nie promuje się polskiej nauki a to wieeelka szkoda. Niestety u nas na Politechnice Śląskiej osoba która zostaje robić doktorat klepie biedę :/

Kury Nas pogryzą, Raptory zeżrą....

Bober

Cytat: "kempler"
2 Gimnazjum
- test gimnazjalny
- test do szkoły średniej
To chyba jest to samo.
Cytat: "kempler"
ja czyli rocznik 83
ja też
:D

KrzychuP

Ja także podzielam zdanie Mchl'a. Nic dodać nic ująć.

Ja rozumiem AL, że miałeś traumatyczne przeżycia z nauczycielami matmy, ale przesadzasz.
Moja żona uczy matematyki, więc znam cienie i blaski tego zawodu. Niestety z przewagą tych pierwszych.

Cytat: "AL"W tym kilkuletnim okresie ilość uczniów spadła o kilkanaście procent natomiast wydatki na oświatę wzrosły o ponad 100%!
Tu chciałbym zauważyć, że jakby wydatki wzrosły nawet o następne 100%, to i tak uważam oświatę za niedoinwestowaną. I nie chodzi mi o pensje nauczycieli. Kiedyś w końcu trzeba wyremontować szkoły, podnieć standard budynków, wyposażyć je lepiej, etc. To TEŻ są wydatki na oświatę. Zwłaszcza, że zaniedbania na tym polu ciągnące się od lat są ogromne.

Cytat: "AL"Niestety tak nie jest ponieważ nauczyciele mając w danej szkole mało uczniów (zbyt mało jak na dany budynek/szkołę - wiadomo budynek się nie zmniejszy, liczba uczniów może się zmniejszyć, ale zmniejszyć liczbę nauczycieli w takiej szkole - praktycznie nie wykonalne) automatycznie mają mniej godzin lekcyjnych co jest im na...rękę - bo wtedy mają więcej czasu na trzepanie nadgodzin w dwóch czy trzech innych szkołach.
Tu się mylisz, nadgodzin nikt nie dostanie w innej/drugiej szkole. Jak sama nazwa wskazuje, nadgodziny płaci się dodatkowo ponad te które są w umowie. Żaden dyrektor przy zdrowych zmysłach nie podpisze umowy za stawkę większą niż normalna bez podstawowej umowy o etat. A jeśli chodzi Ci o nadgodziny jako o dodatkową pracę, to każdy, jeśli może sobie dorobić, to robi to po prostu. Zwłaszcza, jeśli zarabia się takie psie pieniądze jak nauczyciele.
Co do etatów, w kilku szkołach, to odwracasz sytuację. Właśnie ze względu na mniejszą ilość uczniów, nauczyciele muszą dorabiać w innych szkołach (nie zawsze tak oczywiście jest i przypadki opisane przez Ciebie też się zdarzają, ale uważam że to mniejszość). Nauczyciel nie dostanie więcej godzin, niż wynika to z planu zajęć (ilość godzin danego przedmiotu). Załóżmy, że godzin jest na 1,6 etatu. Może się znaleźć gigant, co to sam uciągnie, ale najczęściej wygląda to tak, że szkoła na 1 etat zatrudnia jednego nauczyciela. Dla drugiego zostaje 0,6. I sądzisz, że za te kilkaset złotych jest w stanie sam wyżyć i utrzymać rodzinę.
Przykład:
Kolega żony jest historykiem. Wiadomo - dużo godzin historii nie ma w szkole. Żeby mieć co najmniej etat (W SUMIE!!) pracuje w trzech szkołach!! Ma żonę (która też chyba jest nauczycielką) i dwoje małych dzieci. Cały rok jeździ po Wrocławiu rowerem (między szkołami :P ), deszcz, śnieg, wiatr, byle trochę zaoszczędzić.

Cytat: "AL"W związku z czym są oni tylko zainteresowani swoją kasą, grafikiem (jakby tu zgrać zajęcia w trzech szkołach, żeby między nie wcisnąć jeszcze czwartą) na czym cierpią wspomniani wcześniej uczniowie. Wtedy częściej wypadają zajęcia lub są przekładane odwoływane (prawie jak na studiach), nauczyciele są przemęczeni i się nie przykładają nie wspominając już o tym, że nie mają już czasu dla siebie czy na podnoszenie swoich własnych kwalifikacji.
Przykład jak powyżej. O historii starożytnego Egiptu, to on może opowiedzieć tyle, co wyczytał w książkach. A część z jego uczniów piramidy i mumie to widziała na własne oczy jeżdżąc na wakacje do Egiptu. :?
Szara rzeczywistość. :( Trudno mówić o powołaniu do zawodu, jak się ledwo koniec z końcem wiąże.

Cytat: "AL"Wszystko sprowadza się do człowieka. Wiadomo nauczyciele kiepsko zarabiają (no może z wyjątkiem tych którzy udzielają korepetycji).
Miło, że to jednak zauważasz.

Cytat: "AL"Z drugiej strony nauczyciela prawie nie można zwolnić - w związku z czym rotacja, a co za tym idzie konkurencja jest w zasadzie minimalna.
Tu masz trochę racji. Dużo jednak zależy od dyrektora szkoły i nie jest to niemożliwe. W moim dawnym liceum już kiedyś dyrektor stawiał nacisk na poziom i kiepscy nauczyciele długo nie zagrzali tam miejsca.

Cytat: "AL"No i tym właśnie sposobem dochodzę do wniosku, że to nie uczniowie są winni (tzn. nikt w tej sytuacji nie jest bez winy - ale ich wina jest stosunkowo najmniejsza) - winni są nauczyciele.
I tu się z Tobą nie zgodzę. Moim zdaniem wina za kiepski poziom edukacji prawie równo rozkłada się, między:
- nauczycieli - nie przykładają się do prowadzenia zajęć (żeby nie było, też znam takie przypadki, że nie chciałbym, żeby uczyli moje dzieci (które kiedyś mam nadzieję będę miał ;) ))
- uczniów - też często nie chce im się uczyć, brak im podstawowego wychowania i pamiętają tylko o swoich prawach, a mało kiedy o obowiązkach ucznia !!!
- rodziców - zwalają wychowanie dzieci na nauczycieli i często nie widzą nic złego w zachowaniu swoich pociech
- państwo - brak podejścia "programowego", tylko nieustanne prowizorki i polityczne obietnice i przepychanki
Co do uczniów, nauczycieli i rodziców, to od razu zastrzegam, że nie wszyscy tacy są, ale takie przypadki szczególnie "psują" szkołę.

Cytat: "AL"W większości stare, wypalone, przemęczone pokolenie belfrów bez ikry, zaangażowania a czasem i wiedzy (o tym później). Oczywiście jak wszędzie i tu są wyjątki - tzw. nauczyciele z powołania, którzy swoją postawą i zaangażowaniem starają się zmienić obraz belfrów na bardziej pozytywny. Niestety moim zdaniem tych wspaniałych ludzi z powołaniem jest nie więcej niż 10% całej populacji nauczycieli - resztę natomiast powinno się natychmiast zwolnić.
I wtedy nie miałby kto uczyć. :P
A tak na serio, to dużo zależy od tego, jaką uczelnię przyszły nauczyciel skończy i jakie jest tam podejście do tematu nauczania. Np.: Moja żona po swojej pracy widzi, że za dużo miała zajęć na studiach z wiedzy teoretycznej (która nawet dla nauczyciela przygotowującego ucznia do olimpiad jest nieprzydatna - wiedza akademicka potrzebna może doktorantom, którzy zostają na uczelni - ale oni nie wybierają specjalizacji nauczycielskiej :) ), a za mało zajęć jak tą wiedzę dobrze, atrakcyjnie, a przede wszystkim skutecznie przekazać.
A wypalenie zawodowe może przyjść w każdym zawodzie, zwłaszcza, jeśli nie ma się motywacji w postaci pensji pozwalającej na godne życie. Tym bardziej jak się jest kilka lat przed emeryturą i nic się nie zmienia na lepsze. :(

Cytat: "AL"Nauczyciele i lekarze - to dwie największe polskie monopolistyczne i zadufane w sobie zarazy...oczywiście zaraz po polskim rządzie.
Najłatwiej ferować wyroki jak się nigdy nie pracowało w tym zawodzie.  :evil:
I mierzyć wszystkich jak leci tą samą miarą i nie patrzeć na człowieka tylko wpychać go w utarty schemat. (utrwalany do tego jeszcze przez media, które w pogoni za sensacją wyszukują czarne owce, bo to najlepiej się sprzedaje, a Ci ci dobrze pracują zawsze są w cieniu i ich sukcesy prawie wszyscy mają głęboko).

p.s. O lekarzach też możemy podyskutować. ;) (z pierwszej ręki za szczegółami, wiem jak wygląda praca w szpitalu) :P

AL

KrzychuP - w większości masz rację. Pisałem na gorąco i co łatwo zauważyć - nie dażę dozą sympatii nauczycieli (z nielicznymi wyjątkami) a w szczególności służby zdrowia jako takiej - więc jakby to powiedzieć jestem lekko nie obiektywny :wink: . Co do pracy nauczyciela - masz rację nigdy tego nie próbowałem - więc nie powinienem ferować wyroków/osądów. Chodziło mi też jeśli o ścisłość chodzi o dodatkowe etaty w innych szkołach - źle, a właściwie niedokładnie  się wyraziłem z tymi nadgodzinami. Natomiast żeby nie było - znam też bardzo dobże kilku nauczycieli - którzy są też poprostu moją rodziną chrzestna, wujek + kumpel i kilka znajomych - więc też wiem jak to od podszewki wygląda. Co do obiektów szkolnych w moim mieście - to myślę, że mają się nieźle. Jako dowod podam, że do zeszłego roku to prawie dwustutysięczne miasto nie miało ani jednego publicznego krytego basenu - podczas gdy w takowy było już wtedy wyposażonych kilka szkół. Miasto świadomie prowadziło i prowadzi inwestycję w te budynki - które to nakłady w dłuższym okresie czasu się zwrócą choćby w postaci mniejszych rachunków za ogrzewanie.
Tak naprawdę do szkolnictwa i służby zdrowia maksymalnie zniechęca mnie jeden fakt - to monopole.
Poziom obsługi w obu instytucjach, a w szczególności w słżbie zdrowia poniżej krytyki (wystarczy trafić tylko na moment do jakiejś prywatnej kliniki by zobaczyć jak to powinno wyglądać).

kempler

No więc jutro zaczyna się matura. Jutro pisemny z polskiego. Przeczytałem "Wypracowanie maturalne nie może być krótsze niż dwie strony, tj. około 250 słów" Czyli teoretycznie po napisaniu 251 słów można zdać pisemny z polskiego. Jak dla mnie to jest śmieszne  :roll:

Zobaczymy jak to będzie wyglądać, jakie będą zagadnienia.

Wszystkim zdającym życzę powodzenia !!!

Kury Nas pogryzą, Raptory zeżrą....

bartsob5

te 250 slow to jest nic... wiadomo, ze ktos w miare inteligentny, niekoniecznie humanista, moze wyjechac na 3 strony (w moim przypadku ok 500 slow), wiec jest to ograniczenie czysto teoretyczne, zeby wszyscy tego wypracowania nie olali na calej lini...

Anike

Zdecydowanie obowiązkowa matura z matematyki. Oczywiście nie musi być na poziomie rozszerzonym. :D  W końcu nie wszyscy mają ścisły umysł. Ale matematyka uczy logicznego i analitycznego myślenia. Niestety wśród uczniów jest z tym poważny problem. Pytania testowe na egzamin gimnazjalny są właściwie tak sformułowane, że wszystko jest podane. Wystarczy tylko pomyśleć, a z tym jest największy problem.
Pamiętam taką sytuację. Zajęcia konwersatoryjne z analizy instrumentalnej. Studenci II roku chemii mają rozwiązać równanie logarytmiczne. Nie wiedzą jak je przekształcić. Któryś ze studentów odzywa się w końcu, że ten kto miał 5 na maturze, to niech to rozwiąże. A wystarczyło pamiętać definicję pH i w łatwy sposób można było przekształcić to równanie poprzez analogię.
Było to z jakieś 5 lat temu, a niestety poziom wiedzy się nie podnosi, wiec niedługo dojdzie do tego, że na studiach będzie trzeba uczyć tabliczki mnożenia. Tragedia :(
A ja pamiętam jeszcze czasy swojego studiowania i pewnego profesora od chemii kwantowej, który uważał, że na studiach powinna być tylko i wyłącznie wyższa matematyka, a nie całki :lol:
No ale co się dziwić skoro są już takie przypadki, że w trzeciej klasie gimnazjum uczniowie nie umieją jeszcze dodawać, odejmować, mnożyć i dzielić.

Cytat: "Bober"
Dużo było krytyki, że uczy się nas wiedzy encyklopedycznej, która się w życiu nie przydaje, a jakoś wszędzie na świecie się Polaków chwali, że są dobrze wykształceni i ze wszystkim sobie radzą.
Dlaczego? Bo jak się z bólem przyswoi encyklopedię, to potem przyswojenie sobie tych praktycznych rzeczy przychodzi błyskawicznie.
Zgadzam się. Mam nieszczęście być nauczycielem chemii i powiem, że jest koszmarnie. W gimnazjum stawia się nacisk na rozwiązywanie zadań testowych, ale jeśli proszę swoich uczniów, żeby podali jakąś konkretną definicję, to nie potrafią, ale jak mają wypisane czarno na białym w pytaniu testowym, to metodą prób i błędów będą strzelać... może trafią we właściwą definicję   :) Przecież to idiotyczne. Przyznam, że jestem wrogiem testów.

Cytat: "Al"Co dziwi mnie tym bardziej, że uczniów jest coraz mniej (niż demograficzny) i z tego wynikałoby, że nauczyciele mają statystycznie więcej czasu dla poszczególnego ucznia. W moim mieście (B.-B.) już od kilku lat przebąkuje się o reformie oświaty i likwidacji kilku szkół z tego względu (niż).
Tak, tylko w szkole jest 5 klas po 30 osób zamiast np 7 klas po 21. Uczę ok 210 uczniów. Średnio wypada po 30 uczniów w szkole. Czy myślisz, że jeśli w klasie jest 30 uczniów jestem w stanie do każdego podejść i sprawdzić jakie robi postępy i czy wszystko rozumie? A wyobraźmy sobie klasę w której jest maksymalnie 20 uczniów. Echhh... zupełnie inne warunki do uczenia i do pracy dla nauczyciela i ucznia. Tylko, że wtedy trzeba by stworzyć więcej klas, tym samym zatrudnić większą ilość nauczycieli, a na to państwa polskiego nie stać, więc jest jak jest czyli źle :(

Niestety uważam, że totalną pomyłką było wprowadzenie gimnazjów. Niczego to dobrego nie dało, raczej przyniosło więcej szkód. Egzamin gimnazjalny to obecnie druga matura i chyba nawet gorsza od tej właściwej.

Cytat: "Bober"Ja mam właśnie ból egzystencjalny. Mam wielką ochotę robić doktorat, ale to się wiąże z wypadnięciem z rynku pracy i potencjalnie biedowaniem przez resztę życia. Nie za bardzo się to w Polsce opłaca (przynajmniej w mojej dziedzinie). Słowem - mieć czy być?
Zdecydowanie odradzam Ci i to mówię z własnego doświadczenia. Zrobiłam doktorat, popracowałam na uczelni 5 lat, a potem mój szef się mnie pozbył w raczej mało przyjemny sposób, bo jak to się mówi "osiołek zrobił swoje, więc może odejść". Zrobienie doktoratu ma sens, jeśli poważnie myślisz o pracy naukowej. Tylko brałabym pod uwagę robienie dalszej kariery naukowej na zachodzie a nie w Polsce. W naszym kraju-raju to strata czasu. Pamiętaj też, że posiadanie dr przed nazwiskiem nie pomoże Ci w szukaniu pracy. Najczęściej potem w CV nawet nie będziesz wspominał, że zrobiłeś doktorat  :)

Echhhhh... ale się rozpisałam. Ciekawe tylko czy to ktoś przeczyta  :wink: Jeszcze tylko pozdrowienia dla moich byłych studentów  :D  :D  :D

Wydmek

Po  trzykroć TAK dla matematyki

Bo po pierwsze wg mnie jest bardziej przydatna w pracy zawodowej, niż Polski!

Po drugie bezwzględnie była mi potrzbna na studiach (Automatyka na PK)

i po trzecie - niewiem dla czego wszystkim znajomym dawałem "korepetycje" zaczynając od studentów Akademi Ekonomicznej przez UJ na Akademii Rolniczej kończąc - więc niech ktoś powie, że się nie przydaje!!!!!!!!
 miało być tak pięknie - wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy!! :)



mikon

---------- 07:33 22.06.2007 ----------

Jestem dla matematyki  na tak. Zdałem maturę rok temu bez matematyki. Wprawdzie w liceum na nią psioczyłem choć i tak była na marnym poziomie ale teraz widzę, że jest potrzebna. Na studiach (biotechnologia) choć matma w rekrutacji nie była potrzebna to miałem dwa semestry statystyki a dodatkowo do opanowania różniczki, logarytmy i ciągi z którymi nigdy wcześniej się nie zetknąłem a to na razie pierwszy rok i nie wiem ile liczenia mnie czeka w następnych :!:

---------- 07:35 ----------

Jestem dla matematyki  na tak. Zdałem maturę rok temu bez matematyki. Wprawdzie w liceum na nią psioczyłem choć i tak była na marnym poziomie ale teraz widzę, że jest potrzebna. Na studiach (biotechnologia) choć matma w rekrutacji nie była potrzebna to miałem dwa semestry statystyki a dodatkowo do opanowania różniczki, logarytmy i ciągi z którymi nigdy wcześniej się nie zetknąłem a to na razie pierwszy rok i nie wiem ile liczenia mnie czeka w następnych :!:


p.s.  Ten ciekawy post stał się moim pierwszym na tym forum.

Giaur

Uważam, że poziom nauczania w Polsce na przestrzeni ostatnich lat ulega obniżeniu. Jestem z rocznika '78, czyli kończyłem 8-letnią podstawówkę i 4-letnie liceum ogólnokształcące (profil mat.-fiz. o charakterze informatycznym). Na egaminie do szkoły średniej, gdzie o jedno miejsce walczyło 6 osób (a było to liceum w środkowej części rankingów w Łodzi) stawiano duży nacisk na matematykę i fizykę (był egzamin pisemny i ustny). Mimo, że w podstawówce z matmy radziłem sobie całkiem dobrze, a zadania z gwiazdkami (te trudniejsze) rozwiązywałem bez problemów, to potrafiłem się wyłożyć na tych najprostszych. W liceum było już gorzej - 6 godzin matematyki w tygodniu + 4 godziny fizyki, niewyżyta nauczycielka prosto po studiach, do tego rozszerzony program obejmujący dodatkowo niedziesiątkowe systemy liczenia, statystykę, całki podwójne i różniczki. Mimo to, z oceną dostateczną dostałem się na studia, na których matmę zdałem na czwórkę.

Pamiętam stopnie trudności zadań przy egzaminach do ogólniaka i porównuję je do obecnych, jakie zdają gimnazjaliści i dochodzę do wniosku, że poziom obniżył się znacznie. Kiedy czasem uczę któregoś z dzieciaków sąsiadek, to mnie szlag jasny trafia, że nie mieli jeszcze dużo omówionego materiału, który przyswajałem sobie będąc w ich wieku. Pocieszam się tylko tym, że np. w USA poziom jest jeszcze niższy (dla przykładu: na 3 roku liceum nasza klasa zabawiała się całkami, a jeden z naszych kumpli, który wyjechał na rok do Stanów przysłał nam list, w którym napisał, że nie ma co robić, bo oni uczą się dodawania i odejmowania ułamków z mianownikiem do 10-ciu, a jeśli chodzi o geografię świata, to praktycznie nie wiedzą nic lub wiedzą niewiele, oprócz wiadomości dotyczących swojego kraju).

Matma, jak wspomnieli tu wcześniejsi przedmówcy naprawdę jest potrzebna. Każdy z nas powinien dość dobrze liczyć (działania matematyczne, procenty, itd.), może bez różniczek i całek. W końcu podstawowa wiedza wystarczy nam do tego, żebyśmy unikali sytuacji, w których różne przedsiębiorstwa (np. telekomy, banki) pod pozorem różnych krzykliwych sloganów i wykorzystując naszą niewiedzę sprawiają, że nie umiemy racjonalnie policzyć i stwierdzić, że np. dany kredyt, dana taryfa nam się po prostu nie opłaca.

bartsob5

juz nawet nie trzeba sprawdzac samych zadan, a jedynie przejrzec program by sie przekonac ze poziom jest zdecydowanie nizszy... funckje trygonometryczne z 8 klasy podstawowki zostaly przesuniete do 3 klasy gimnazjum (rok pozniej) i co tu duzo mowic, sa traktowane po macoszemu, naprawde sa dopiero przerabiane w I klasie liceum i II (zalezy od nauczyciela) natomiast całek nie uswiadczysz, chyba ze robisz na wlasna reke zeby podniesc swoje umiejetnosci na fizyce. jesli chodzi o pochodne to niby sa przewidziane na 3 klase liceum, ale co z tego... matura rozszerzona jest na takim poziomie, ze ja juz pod koniec 2 klasy liceum jestem w stanie ja napisac na conajmniej 60% (fakt, ze chodze raczej do bardziej wybitnej szkoly, wiec jest wszystkiego wiecej i szybciej tym nie mniej o czyms to swiadczy) a i tak ludzie potrafia tego nie zdac, lub zdac slabo...

mikon

Przerabiałem gimnazjum i wiem, że jest tam bardzo źle. Przez trzy lata odchodziło wielkie leserowanie. Dzisiaj dzieciaki wychodzą po 6 latach podstawówki + 3 latach gimnazjum z mniejszą wiedzą niż kiedyś po 8 latach podstawówki.  Nauka została przesunięta do 3 letniego liceum a tam się nauczyciele nie wrabiają. Polski u mnie został przerobiony w okrojony sposób tylko pod kątem do podstawowej matury. Wyobraźcie sobie, że wytyczne do przerobienia w ogólniaku są większe niż te wprowadzone przez CKE (centralna komicja egzaminacyjna). Historia została oficjalnie przez mnie poznana do drugiej wojny światowej bo czasu zabrakło zabawne bo w gimnazjum było tak samo. Na matematyce nie było całek, różniczek, macierzy ani nawet logarytmów. Ci co zdawali biologie to chodzili na dodatkowe kółka bo godzin było za mało na przerobienie materiału podobnie z chemią. Fizykę miałem przez dwa lata 2h w pierwszej klasie i 1h w drugiej więc nie muszę mówić, że nie było robione tam wiele więcej niż w gimnazjum.  Reforma szkolnictwa sprzed ponad siedmiu lat to największa klęska  dla oświaty. Nawet minister Giertych raczej tego wątpliwego osiągnięcia nie przebije. :evil:

Bober

Zaczerpnięte z Onet.pl:
CytatDrobne zmiany dotyczą matury. Ci, którzy w tym roku zaczynają naukę w szkole średniej, będą musieli obowiązkowo zdawać matematykę w 2010 roku.

Czyżby zmiany szły w dobrym kierunku :?:   :)

AL

Tak - słyszałem o tym już ok. tydzień temu.

KrzychuP

I bardzo dobrze  :P  :D

bartsob5

Cytat: "Bober"Zaczerpnięte z Onet.pl:
CytatDrobne zmiany dotyczą matury. Ci, którzy w tym roku zaczynają naukę w szkole średniej, będą musieli obowiązkowo zdawać matematykę w 2010 roku.

Czyżby zmiany szły w dobrym kierunku :?:   :)


nie cieszylby sie az tak bardzo... dzisiaj mialem pierwsza matme w tym roku (klasa maturalna) i doznalem szoku... zostalem poinformowany, ze zmienila sie podstawa programowa i polowa drugiej i trzeciej klasy zostala wyrzucona, i baba sama nie wie co ma z nami robic... (z drugiej klasy o ile sie orientuje wyrzucone: ciagi, granice, z trzeciej klasy: prawdopodobienstwo, pochodne) z dalszej rozmowy wyniklo, ze z gima wyrzucona funkcja liniowa i bodajze tales... nie jestem pewien czy to akurat to, ale w kazdym badz razie duzo waznych rzeczy juz nie ma... i teraz problem, czy to co mialem w I i II klasie i mialem miec w III bedzie na maturze, bo teraz juz nic nie wiadomo...

jaskij

O ku.... nie mogę uwierzyć... aż takie rzeczy wywalili? Talesa idzie zrozumieć (od duuuużej biedy), ale takie rzeczy jak prawdopodobieństwo to wręcz obowiązek (pomijając, że lubię ten temat, to może się przydać)

bartsob5

prostuje:
z programu spada napewno
granice ciagu, ciaglosci funckji i pochodne...

Bober

Ja bym się nie martwił na Twoim miejscu skoro już to wszystko miałeś. Więc jeśli tego nie będziesz miał na maturze to zostanie Ci dodawanie  :P
No to teraz zmiany idą znowu w złym kierunku  :(

Ciekawe tylko co zrobi osoba, który by chciała po takim programie iść na politechnikę...

Mnie się ciężko studiowało (ekonomię, ale chciałem zawsze wiedzieć skąd się dane wzorki wzięły :P ), bo średnio matmę ogarniam, ale bez takich podstaw ludziom będzie jeszcze trudniej...